Zero-Click Marketing: sprzedaż zaczyna się w pamięci użytkownika.

Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda tak jak zawsze. Google generuje ruch, Facebook i Instagram dowożą kliknięcia, kampanie są uruchomione, raporty się zgadzają. Firmy zlecają działania reklamowe, oczekują efektów, a my – jako agencja – konsekwentnie realizujemy strategię. Coraz częściej widzimy jednak coś, czego wielu przedsiębiorców jeszcze nie dostrzega: zmienia się podstawa funkcjonowania całego marketingu internetowego.

Nie jest to ani chwilowy trend, ani „kolejna aktualizacja algorytmu”. To zmiana konstrukcyjna całego ekosystemu – taka, która wpływa na zasięgi, koszty, efektywność kampanii, sposób raportowania wyników, a przede wszystkim na to, jak użytkownicy podejmują decyzje zakupowe. Coraz częściej nazywamy to jednym pojęciem: Zero-Click Marketing.

Dlaczego tak wiele wyszukiwań nie kończy się kliknięciem

Jeszcze kilka lat temu wpisanie hasła w Google niemal automatycznie wiązało się z przejściem na stronę. Użytkownik musiał kliknąć w link – w wynik organiczny, artykuł, reklamę – aby dotrzeć do informacji. Dziś wygląda to inaczej.

W Europie szacuje się, że nawet 6 na 10 wyszukiwań nie kończy się żadnym kliknięciem.

Użytkownik wpisuje:

  • „jak wyczyścić buty z nubuku?”;
  • „ile kosztuje klimatyzacja?”;
  • „jaką drukarkę kupić?”;

i otrzymuje odpowiedź bez konieczności przechodzenia dalej. Google prezentuje mu gotowe informacje w wynikach wyszukiwania – w formie podpowiedzi, grafik, tabel, paneli wiedzy, a coraz częściej także wideo. Użytkownik znajduje to, czego potrzebuje, nie opuszczając wyszukiwarki.

Z perspektywy platformy jest to logiczne. Użytkownik, który zostaje w ekosystemie, widzi więcej reklam. A im więcej reklam widzi, tym większy jest przychód. Identyczne mechanizmy działają w social mediach. TikTok, Meta czy Instagram nie są „przyjazne” linkom zewnętrznym – każde przejście poza platformę oznacza potencjalną utratę czasu, który użytkownik mógłby spędzić na oglądaniu treści i reklam w ich środowisku.

Kliknięcie jako dobro „rzadsze i droższe”

W momencie, gdy kliknięć jest mniej, ich cena rośnie. To nie jest wynik „gorzej ustawionej kampanii” czy błędu po stronie agencji. To naturalna konsekwencja zmian w całym ekosystemie.

W 2015 roku średni koszt kliknięcia w Google Ads wynosił poniżej 1 dolara. Obecnie jest to ponad 5 dolarów – wzrost o ponad 600%. Przy coraz silniejszym zatrzymywaniu ruchu w obrębie platform, kliknięcia stają się dobrem coraz rzadszym, a tym samym coraz droższym.

W praktyce coraz częściej tłumaczymy klientom, że klik nie jest już podstawowym paliwem marketingu. Klik staje się jednym z efektów ubocznych szerszej pracy nad widocznością i obecnością marki w świadomości użytkownika.

Marketing zaczął działać tak, jak zachowują się ludzie

W codziennej pracy widzimy powtarzalny schemat. Użytkownik:

  • zobaczył wideo;
  • po kilku dniach trafił na grafikę;
  • później minął post;
  • niczego nie kliknął;

ale zapamiętał nazwę firmy.

Gdy przyszedł moment zakupu – wpisał tę nazwę w Google, wykorzystał zapisany wcześniej adres www albo wszedł na stronę „z pamięci”, wpisując domenę ręcznie.

W danych analitycznych wygląda to często tak, jakby kampanie generowały mniej kliknięć niż wcześniej. W rzeczywistości duża część pracy marketingowej odbywa się bez natychmiastowego przejścia na stronę.

Na tym właśnie polega Zero-Click. Sprzedaż bardzo często nie zaczyna się od kliknięcia w link. Sprzedaż zaczyna się od tego, że użytkownik kojarzy i pamięta markę.

Zero-Click w danych: co widać w raportach

Analizując projekty klientów, regularnie obserwujemy powtarzający się zestaw zjawisk:

  1. Spada ruch z kampanii płatnych – liczba kliknięć z reklam jest niższa niż wcześniej.
  2. Rośnie ruch bezpośredni (direct) – coraz więcej osób wchodzi na stronę wpisując adres samodzielnie lub korzystając z zakładek.
  3. Rośnie liczba wyszukiwań brandowych – użytkownicy coraz częściej wpisują nazwę marki zamiast ogólnych fraz.

Na pierwszy rzut oka można odnieść wrażenie, że „reklamy działają gorzej”. W praktyce dzieje się coś odwrotnego – marka zaczyna funkcjonować w pamięci użytkowników.

Schemat jest zbliżony do tego, który obserwowaliśmy w kampaniach catch-all:

zasięg ⟶ zapamiętanie ⟶ powroty ⟶ sprzedaż

To oznacza, że ostateczny wynik reklam coraz częściej zależy nie tylko od samej kampanii, ale od trzech szerszych obszarów:

  1. Świadomość marki – ilu użytkowników w ogóle zna firmę i potrafi ją rozpoznać.
  2. Zasięg treści – do ilu osób realnie docierają komunikaty reklamowe i content.
  3. Zaangażowanie i powroty – ilu użytkowników wraca po więcej, gdy pojawi się potrzeba zakupu.
  4. Sprzedaż – ilu z nich finalnie konwertuje.

Dzisiejszy marketing w coraz większym stopniu polega na tym, aby marka była kojarzona w momencie, gdy użytkownik faktycznie potrzebuje produktu lub usługi. Użytkownik nie musi wejść na stronę w chwili, gdy zobaczy reklamę. Ważne, aby wrócił za tydzień, miesiąc czy trzy miesiące – i aby wtedy pamiętał nazwę.

Co powinna zrobić firma w erze Zero-Click

Z naszej perspektywy – pracując na wielu kontach o różnej skali i w różnych branżach – widzimy trzy elementy, które robią największą różnicę:

  1. Konsekwentna widoczność. Regularne, przemyślane działania w social mediach, ze szczególnym naciskiem na format wideo. Krótkie, spójne komunikaty, powtarzalne motywy, wyraźna identyfikacja marki. Celem nie jest pojedyncze „viralowe” wideo, ale systematyczne budowanie rozpoznawalności.
  2. Lejek, który zaczyna się szeroko. Zasięg nie jest wyłącznie kosztem. To inwestycja w przyszłe decyzje zakupowe. Kampanie nastawione na dotarcie do szerokiej grupy potencjalnych odbiorców budują bazę użytkowników, którzy wrócą później – przez wyszukiwarkę, social media, wejścia bezpośrednie, polecenia.
  3. Strona gotowa na „moment prawdy”. Gdy użytkownik wraca po czasie – z pamięci lub po kilku kontaktach z marką – nie można go stracić na etapie witryny. Strona powinna być szybka, przejrzysta, intuicyjna, z jasną ścieżką do zakupu, rezerwacji lub zapytania. Nawet najlepsze kampanie wizerunkowe nie zrekompensują źle zaprojektowanego procesu konwersji.

Zero-Click to nie problem – to naturalna ewolucja

Z perspektywy agencji patrzymy na Zero-Click w sposób pragmatyczny. Możemy przyjąć, że:

  • kliknięcia będą drożały,
  • ruch z kampanii będzie bardziej selektywny,
  • zasięg i rozpoznawalność marki będą miały coraz większe znaczenie.

Firmy, które potrafią świadomie budować zapamiętywalność, będą wygrywać niezależnie od wysokości budżetu mediowego.

Klik trwa ułamek sekundy. Pamięć o marce zostaje na lata. Dlatego sprzedaż coraz rzadziej zaczyna się w momencie kliknięcia w link. Coraz częściej zaczyna się dużo wcześniej – w chwili, gdy użytkownik potrafi przypomnieć sobie Twoją nazwę dokładnie wtedy, gdy jej potrzebuje.